... gdzieś tam ...
... i wtedy
przeszyło nas powietrze rozedrgane rytmicznym, ociężałym stukotem
kół toczącego się składu wagonów towarowych. Zanim się
zorientowaliśmy, co to takiego, rdzawo brązowe monstra wchłonęła w
swój spokój zielona kraina Roztocza.
Nastała
cisza... Cisza kojąca wszelki niepokój. Światy, które
przywieźliśmy ze sobą, uporządkowane w rytmie tykających zegarów
wielkich miast, w jednej chwili rozpłynęły się jak mydlane bańki.
Głodne myśli łapczywie chwytały otaczającą nas rzeczywistość,
która powoli wypełniała tak obolałe dusze. Dusze spragnione
pejzaży owianych zapachem rumianków, chabrów,
maków, i widoków, gdzie wyniosłe wzgórza pokryte
złocistymi ugrami traw rodzą drzewa, drzewa które nocą wypatrują
spadających gwiazd.
I jeszcze te motyle, zanurzone w rozedrganej palecie barw...
Jak niektórzy powiadają, to one, choć takie delikatne i kruche, przywołują drżeniem skrzydeł dobry wiatr...
Właśnie tak rozpoczął się VIII Międzynarodowy Plener Malarski Barwy
Roztocza w Zwierzyńcu trwający od 7 do19 lipca 2014r, a nie byłoby go i
takich odmienionych nas, gdyby nie nasi Mecenasi sztuki: Urząd Miasta w
Tomaszowie Lubelskim - Burmistrz Wojciech Żukowski, Starostwo Powiatowe
w Tomaszowie Lubelskim - Starosta Tomaszowski Jan Kowalczyk,
Organizatorem całego przedsięwzięcia był Tomaszowski Dom Kultury a
funkcję komisarza pełniła niezastąpiona Pani Marzena Mazurek-Jędrak.
Za bazę pleneru posłużył nam Ośrodek Zacisze w Zwierzyńcu, przepełniony
ciepłą i życzliwą atmosferą, spełniając przy tym wszystkie niezbędne
dla artysty warunki. Począwszy od porannej kawy, przyprawionej śpiewem
ptaków, przepysznych posiłków, niepowtarzalnych
krajobrazów, zaplecza do pracy i nieba z deszczem gwiazd.
Gdzieś tam, pod tymi gwiazdami, można ujrzeć za dnia, co tak szumi w
Szuśćcu. Za chatami, za polami z makami, gdzie muśnięcie motyla
schładza twarz, ponoć jakiś ważny Pan wychylił wielki dzban, a droga do
niego prowadzi wodnymi schodami. To poszliśmy. Wszyscy razem –
Wiktor, Jarosława i Tamara z Ukrainy, z Litwy Rytis się wychylił, z
Białorusi Jegor i Wiktoria, jedna Niemka Wiebke, no a za nią to już
tylko Polska, czyli – Marzka, Jerzy i Irmina, trzech
Krzysztofów a na końcu buszując w zbożu, Andrzej Neli barwy
Roztocza przypomina. Co za miejsce ta Kraina ! Dumnie, szumnie
wśród zarośli życie z wodą płynie. A my, tacy mali, zagubieni
raczej źródła nie znajdziemy. Do Zamościa ruszyć pora! Ktoś z za
wierzby krzyknął, no to hola!
Stare miasto, katedra, tłumy ludzi, odnowiona Synagoga. Okrążeni
resztkami fortyfikacji, pełni podziwu dla tego, co miasto uchował, tu,
pod jego pomnikiem, chylimy czoła.
Czasu
mało, to w Czartowe Pola. I jesteśmy już w mglistej dolinie, między
Karczmiskiem a Hamernią, gdzie stara chata się zapadła wraz z kominem.
Tu, gdzie w nocy przy ognisku w rytmie dźwięków skrzypiec,
czarcie tańce kończą się o świcie. Dreszcz nas przeszył, ktoś tam
wrzeszczy, więc czym prędzej, póki pora, póki
wieczór, w Tomaszów Lubelski.
Zatrzymani w słońcu poranka przed figurą św. Tekli wnet jesteśmy, więc
z zarazy niekoniecznie uwolnieni dalej Lwowską by zabytki wszystkie
zwiedzić. Stare domy z drewna, herbaciarnia, cerkiew, jest grobowiec,
no i modrzewiowy kościół w barokowym pięknie. Później
tropem, zanim promień zgaśnie, który wcześniej maki w wodzie
rozpromienił, za Kozakiem do Pałacu w Narolu, niegdyś tam Potoccy
zamieszkiwali, za to dzisiaj na potrzeby artystów ma otwarte
bramy.
I w Dolinie Wieprza do Guciowa nas zagnali, do zagrody wejść kazali.
Dachy strzechą obłożone, pod oknami malwy wozem drabiniastym
przysłonione, kije w płocie garnki suszą, po kowalu miechy huczą, koło
studni jakieś żarno porzucone, dziś nie mieli, ale kiedyś musiało
pachnieć zbożem.
Z tym zapachem chleba w pamięci w Alei
Dębów w Górecku Kościelnym jesteśmy. Monumentalne drzewa
500 lat mając, uświadamiają nas, jakimi jesteśmy tej ziemi dziećmi.
Górą przyroda a przed nami jeszcze droga do Babiej Doliny w
kamieniołomach, ale najpierw trzeba trafić do Józefowa.
I tą wędrówką kończę opowieść o tej Krainie, gdzie bociany w
Górecku Kościelnym, o stokrotkach, zagubionych jabłkach, o jej
urokach, o czartach, magicznym potoku. Czas dla nas tyka nieubłagalnie,
pora wracać do domów, może do zobaczenia któregoś
radosnego poranka w przyszłym roku.

Zwierzyniec; Plener 2014
________________________________________________________
...
....dotarłem do nieba..., na górze za miastem. Pachnące latem
łąki poniosły mnie tam...., i zostawiły z wyrokiem skazującym na
wieczne JA...

... w drodze...
...
....spod dziurawej peleryny gwiazd przemknęła myśl....,
czy wiatr, to zagubiony czas... ?

...Wrota Czasu...
...
Stara chata…., zaniedbany nad nią cieknie dach
Kiedyś młoda pani tam mieszkała i jeden pan
Na tym dachu pokruszony komin, jak wędrowny stary dziad
Więc ten pan i ta pani, marzeniami zdobywali świat
Pozbawione okien ściany, w oślepioną spoglądają dal
Tam w tej dali, gdzieś ich wnuki odciskają własny ślad
Drzwi z zawiasów oberwane w progu zardzewiały gar
Nie ma komu już gotować na zegarze zastygł czas.
...
Stara chata …
Piąta nad ranem, jeszcze o tym nie wiedziałem
Obudziłem się, grała w pamięci muzyka
Myśli wirowały jakby jeszcze nie poszły spać
Ubrałem swe ciało w najpiękniejszy strój poranka
Bose stopy smakowały poranną rosę
Tylko pierwsze kroki były nieudanie zaniedbane
Nasycony zapachem prozy poległem wśród chabrów
Maków, rumianków i wszech panujących traw
A tam, niedaleko torów gdzie zawiadowca stacji
Dobrze wie kiedy nadjedzie kolejny wagonów skład
Gdzie nowe domy a zamiast sadów samochody,
Tam zagubiony w zaroślach zasnął świat
Stara zagroda, nie pamięta już kto o nią dbał
Jakiś składzik z wyrwanymi drzwiami, jakiś gar i dzban
I wychodek starowinka, wykrzywione boki dwa
Stara chata, pokruszony komin wspiera biedny dach
Ilu ludzi ile zwierząt tam dożyło swoich lat
Ile świąt, ile modlitw: o by Bóg zdrowie dał
Ile rozstań i powrotów, ile listów i odwiedzin,
Ile śmierci i narodzin, gdzie są teraz tamte dzieci
I gdy przed nią na obrazie chcę odtworzyć tamten czas
Kiedy wiatr kroplami deszczu twarz owiewa
Słyszę szepty że po torach do Zwierzyńca pociąg gna
i huczy już w kominie, aby gościom przy obiedzie ciepło dać.

,,Stara chata" w Zwierzyńcu. Plener 2014
olej, płótno, dyptyk 144 X 100
________________________________________________________
"Niech"
Niech będzie pochwalony ten,
który przed nią staje, na chwilę zamyślony,
Niech będzie zbawiona,
ta dusza w pierworodnym grzechu uwięziona.
Niech będą uzdrowieni,
ci co błądzą, pyszni, głupotą upojeni,
Niech wreszcie odpoczną
zagubieni, zmęczeni ludzcy Anieli.
Na skraju lasu, starowinka kapliczka
na chwałę Maryi zbudowana,
Ot, ławeczka, polanka,
a na daszku krzyż i ten którego na świat wydała.
Przed deszczem u stóp ich się chowamy
- ja, mokry ślimak, owady.
Spoglądamy na siebie bez słowa,
taka modlitwa zbiorowa.
Niech dni będą jak złożone Ci kwiaty,
kolorowe, jak łąka pachnąca,
Niech domowe ognisko, za sprawą kadzidła
w miłości trwa bez końca.
Niech dary z owoców, jagód i miodu
nie dadzą nigdy zaznać głodu,
Niech zdrowia nie zabraknie,
miłosierdzia i urodzajnego w plony roku.
No i cóż, mija ostatni w Zwierzyńcu pleneru dzień,
Były motyle, Czarcie Pola, beztroskość
i rzek odwieczny bieg.
Były gwiazdy, anioły,
i ten poczciwy, obłożony złomem Jens ...,
Ten to potrafił ...
Niech będą zawsze z nami, Lary, Penaty i Jens.

,,Lary, Penaty i Jens" Plener w Zwierzyńcu. 2015
olej, płótno, dyptyk 80 x 124
________________________________________________________
,,Saligia – Zapadnięci w pamięci"
Za miastem rozległa polana. Znasz ją dobrze.
Obrosła drzewami okrywa tych co byli przed tobą.
Są prawi, roztropni, starcy i dzieci,
są także matki, żołnierze, poeci.
Ludzie mądrzy i durni, zwykli i wielcy,
nad nimi w kamieniach wykute daty życia i śmierci.
Lekarze, złoczyńcy, wszyscy tłumnie,
zdrowi i chorzy dziś w trumnie lub urnie.
Teraz pod ziemią, bez twarzy, rzęs i powiek,
oczy pełne żalu, lecz łez pozbawione
sczytują w pamięci zapisane życiem księgi
te czyny, grzechy, których nie odpuścił spowiednik.
Pierwszy to „Pycha” miażdżąca niepokornych i słabych
nad wszystko wyniosła, oślepia w blaskach sławy.
Myśleli, że wyższość nad innymi doda im chwały,
lecz ona uwielbia tych, co mają się za doskonałych.
Drugi to „Chciwość”, co gromadzi bez miary,
choć nadmiar już dawno oczy i gardła zadławił.
Zawsze muszą mieć więcej od każdego
a jeśli nie mają, to strzegą, by się nikt nie dowiedział.
Trzeci to „Nieczystość” co życie omamia
w kłamstwie i w zmowie po cichu wabi i się zakrada.
Pożądaniem kłóci cnotę i prawdę z rozumem,
a kłamstwem usprawiedliwia, zdradza i ostatecznie morduje.
„Zazdrość”, to czwarty grzech, groźny jak zaraza
we śnie i na jawie w spokoju żyć nie pozwala.
Stwarza złudzenia chore, zatrute, na wskroś bolące,
przez nią cierpisz i krzywdzisz osoby ci sprzyjające.
„Piątym”, nieumiarkowanie, gdy jedzeniem i piciem przesyty
myślisz jak zmieścić to co zostało, nim inny ktoś resztę przechwyci.
I niszczysz swoje ciało teraz dla duszy ukryte,
ślepniesz na widok tych, którym z głodu nie jest dane życie.
„Gniew” podnosi ciśnienie, to szósty grzech oczywiście,
ale nie zawsze jest grzechem, gdy sumienie masz czyste.
Na przykład, gdy domagasz się prawdy i szczerości
to co innego niż obraza, którą kierują impulsy zazdrości.
„Lenistwo” to grzech ostatni - ale nie mniej ważny - tyle powiem
Chciałbyś, ażeby za ciebie wszystko zrobił jakiś inny człowiek
Ale gdyby nie praca i chęć stworzenia czegoś nowego,
gdyby nie to - nie było by nas i dnia siódmego.
I tych o których wspomniałem dzisiaj z pewnej przyczyny,
tych, co zabrali ze sobą marzenia, wizje, doktryny
i podróże do miejsc, do których w myślach dążyli
I również tego, który pozostawił „Tramwaje na pustyni”.
Piotrowi F.– J.D.

,,Saligia – Zapadnięci w pamięci"
olej, płótno, dyptyk 81 x 167
________________________________________________________
,,Ech... Ty moja ...''
Jaki jest czas najgorszy a może najlepszy na śmierć ?
Takie pytanie, takie ogarnia mnie zamyślenie
Czy latem w upalny dzień ? czy w jesienny chłodny deszcz ?
Czy może lepiej po cichu konać w ciemnościach ?
Z dala od bliskich, poza domem, bezbarwnie w szarościach
- Z resztą, co za różnica, gdy już wiesz, że przyszła pora.
Śmierć nie jest wybredna, nie wybiera pomiędzy roku porami
Panoszy się jak bezwzględna dama, między nami - śmiertelnikami.
Bo cóż my możemy, gdy z góry życie ukartowano nam szare
W pijanych wizjach, na scenie życia, odgrywamy role zmyślane.
W blaskach świateł sukcesów, byle z dala, byle dalej od ciemności
Byle nie stracić tej zuchwałości, którą może zmyć jedna kropla deszczu..
No właśnie, było to dawno, pamiętam jak zmoczony deszczem
A była to ... niech sobie przypomnę ..., no tak, późna jesienna pora,
Szedłem drogą, w gęstym lesie, w mrocznych ciemnościach
Wracałem do domu, sam, pośród ogromnych drzew, wystraszony na śmierć.
I nie dziwcie się, bo wtedy wszystko można sobie wyobrazić, wymyślić
Stworzyć obłędne obrazy i zbłądzić na zawsze w nieskończonej odchłani szarości
Ale nie dla mnie te wątpliwości, te zmory, niepewność jutra w bezdusznej szarości
Nie dla mnie parasol pomiędzy głową a chmurą chroniący przed deszczem
To wszystko to tylko, tak mniemam, mary nieuzasadnione, zmyślone
Najważniejsze, nim będzie za późno, nim padnie słowo kluczowe, zastanowić się w porę
Czy warto w lęku czekać, z myślą zwlekać i drżeć ze strachu na myśl na cios śmiertelny
Czy lepiej w blasku - naprzeciw ciemności
No cóż, skoro taka moja filozofia o blaskach życia i jego ciemnościach
To nie dziwcie się, że wszystko co kruche, nietrwałe widzę w szarościach
Może tam gdzieś, a wierzę że coś takiego jest, będzie kolorowo po śmierci
Będę biegać jak dziecko, po kałużach ze złotych deszczy
I każdy dzień będzie jak ta nasza wymarzona jesienna złota pora.
Tak to widzę, tak myślę i tak piszę zamyślony w rozmyślaniu.
Wiem, że wiecie, więc nie ukrywam że to wszystko zostało zmyślone
Że ten strach przed śmiercią i te lasy a w nich stwory w ciemnościach
Mogą nie robić na Was większego wrażenia, ale na każdego w końcu przyjdzie pora
No bo pomyśl, zwłaszcza jesienią w mokrej, chłodnej, mglistej szarości
Gdy, huragany, powodzie, chmurne niebo okryje peleryną z piorunów i z deszczy
Łatwo się dostać, oczywiście przypadkiem w ramiona śmierci
TORNADO
No i cóż śmierci Ty moja, i o Tobie ma wizja zmyślona
W szeleście deszczu, cierpliwie czekasz ukryta w ciemnościach
Tulisz mnie szarym spojrzeniem, i czekasz na znak, że już pora.

"Ech... Ty moja ..."
olej, płótno, dyptyk 100 x 167
________________________________________________________